Musisz być fit?
Nie da się ukryć, że zapanowała moda na bycie #fit.
Modnie teraz być trenerem personalnym, chodzić regularnie na siłownię albo chociaż wyginać się przed tv z Chodakowską. Modnie jeść rzeczy glutenfree i być jarmużową królową. Jeśli zje się coś niezbyt zdrowego to nazwać to "cheatmeal" a następnego dnia dać z siebie na treningu jeszcze więcej.
W koło mnóstwo zdjęć - zdrowego jedzenia i wysportowanego jedzenia. Czy coś w tym złego?
Nie.
Sama po części uległam tej modzie i zmieniłam swój tryb życia. Bardziej uważam na to co znajduje się na moim talerzu i częściej niż kiedyś ćwiczę. Mimo wszystko jestem trochę przerażona, tym co dzieje się dookoła.
Chcesz być fit? Bądź.
Ale jeśli nie chcesz - nie musisz.
Mnóstwo osób popada w paranoje, liczy kalorie, makroskładniki. Potem układa katorżnicze treningi - barki, biceps, nogi, tyłek. Ach! Nie zapomnijmy o ABSie. Zjedzenie pączka?! Toż to grzech ciężki. Sałatka z majonezem?! Kto to widział. A na śniadanie kanapki a nie owsianka? To już nawet nie jest śmieszne. Dla jednych będzie to ich droga życia i nie mam nic przeciwko. Dla części jest to zawód, tak pracują. Dla innych jest to hobby, inni się tak spełniają. I dobrze, że są też i tacy.
Ale nie każdy musi być taki.
Dużo osób pisze do mnie wiadomości, podobne rzeczy można wyczytać na forach - ludzie popadają w kompleksy, bo są (wg siebie) zbyt słabi, nie potrafią się zmotywować, sport nie sprawia im przyjemności. Chcieliby świecić pięknym ciałem i przepysznym puddingiem z nasionami chia na insta, ale (wg nich) nie mają się czym pochwalić. Ale zastanówmy się - czy jest w tym coś złego?
Ok - zgadzam się, że ruch to zdrowie. Ale dla zdrowia "Kowalskiego" wystarczy spacer i troszkę mniej chemii w jedzeniu. Nie popadajmy w paranoję. Nie każdy musi być fit, bo nie każdy tego chce. I jeśli ktoś nie ma ochoty ćwiczyć to nie musi i nie znaczy to, że jest leniem, albo że jest słaby.
Niech każdy znajdzie swoją drogę, taką w której się odnajdzie i będzie czuł się dobrze z samym sobą i z własnym życiem.
Chcę - to ćwiczę. nie chcę to nie. I nie czuję się z tym gorsza.
Jak zjem na obiad golonkę i popiję ją piwem a nie duszoną pierś z kurczaka to i tak mogę być szczęśliwa. A na deser zjem truskawki z bitą śmietaną i mascarpone. I zjem to po 18! Albo przepyszne brownie, które wcale fit nie jest, jest za to przepyszne. A co mi tam. Ale jeśli chcę iść na basen a potem zjeść jogurt grecki z otrębami - też dobrze.
Dla mnie liczy się tylko zdrowie i szczęście. A to można osiągnąć na wiele różnych sposobów. I tego się trzymajmy.
A oto przepyszne brownie! |
Świetny post ;) Dystans przede wszystkim.
OdpowiedzUsuńI zdrowy rozsądek :)
UsuńDziękuję.
Dokładnie, popieram w 100% :)
UsuńŻycie jest za krótkie, żeby sobie wszystkiego odmawiać. Nie mam wyrzutów sumienia, kiedy wypiję piwo albo likier z mlekiem, czy zjem lody albo czekoladę, bo to sprawia mi przyjemność, której nie zamierzam sobie odmawiać. Sześciopak na brzuchu nie jest wyznacznikiem zdrowia, ja go nie mam i czuję się świetnie :D Ćwiczę regularnie, zdrowo się odżywiam, ale jem wyłącznie to, co lubię i mi smakuje :)
OdpowiedzUsuńJa też nie mam! :) I nie wiem czy będę mieć, bo nie muszę go mieć :)
UsuńLikier z mlekiem... lubię to. :D
Te słowa powinny ozdobić na jeden dzień Google ;)
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo dziękuję! :) To przemiłe słowa.
Usuńtak samo jak powiedziała BanShee. Jak jesteś fitmaniakiem to świetnie, dalej dźwigaj ciężary, ale daj spokuj grubym. Zgadzam się w 100% nie przesadzajmy! dajmy żyć innym i sobie samemu.
OdpowiedzUsuńspokój** (o matko ale mi wstyd, ten błąd aż razi)
UsuńO, nie znałam tego! A zgadzam się całkowicie :)
UsuńI brawo!! Równowaga powinna być we wszystkim i umiar ;) Mnie jeszcze rozwalają wpisy w stylu: robię dziś ABSy (yyy to już mięśni brzucha nie mamy);-)
OdpowiedzUsuńhaha :D No nie mamy! :D
UsuńRównowaga, dystans i zdrowy rozsądek - i wtedy będzie zdrowie.
Zgadzam się z każdym zdaniem:)
OdpowiedzUsuń